awanturnik awanturnik
242
BLOG

Szczęsny nie pomógł. Manchester City wygrał z Arsenalem 1:0

awanturnik awanturnik Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Premier League. Choć Manchester City przegrał przed tygodniem swój pierwszy mecz w lidze, a jego pogromcą okazała się londyńska Chelsea, w 16. kolejce nie zawiódł. Kibice "The Citizens" mieli jednak powód do niepokoju przed spotkaniem, które rozegrano 18 grudnia.

Tym bardziej, że na City Stadium przyjechał kolejny klub ze stolicy Anglii - Arsenal Londyn. Drużyna Arsene'a Wengera już dawno zapomniała o swoich niepowodzeniach z początku sezonu i nie ma już problemów z systematycznym wygrywaniem spotkań.

Spotkały się drużyny, które grają aktualnie najatrakcyjniejszy futbol na Wyspach. Jeden z angielskich komentatorów określił to spotkanie "potencjalnym meczem sezonu" i rzeczywiście było to widowisko z pierwszej półki. Głównie za sprawą Arsenalu, który nie przyjechał się bronić i na tle gwiazd z City pokazał charakter. Żeby lepiej zobrazować różnicę potencjałów obydwu drużyn wystarczy przywołać osobę Samira Nasriego, który w "The Citizens" nie odgrywa jakiejś nadzwyczajnej roli; zaś w Arsenalu był kluczowym piłkarzem.

Od początku spotkania przewagę mieli gospodarze - najlepszą okazję do zdobycia gola zmarnował Mario Balotelli, który nie wykorzystał nieporozumienia pomiędzy Mertesackerem a Kościelnym. Na szczęście w porę Wojciech Szczęsny skrócił kąt i nie dał się pokonać włoskiemu snajperowi. Strzał nie powiódł się również najlepszemu strzelcowi ligi, Sergio Aguero, który trafił nad poprzeczką.

Arsenal miał również swoje okazje. Najpierw Gervinho oddał kąśliwy strzał, ale Hart wybił piłkę na rożny. Po stałym fragmencie gry piłka trafiła do Aarona Ramseya, który stał na 20. metrze, piłka po jego strzale odbiła się jeszcze od jednego z obrońców, ale Hart ponownie nie dał się pokonać. Najlepszą okazję miał jednak Robin Van Persie, który zmarnował świetną kontrę Arsenalu. "Ojcem" tej akcji był Lauren Kościelny - zawodnik stał się jednym z najlepszych aktorów tego widowiska. Francuski obrońca przechwycił piłkę przed swoim polem karnym, przebiegł z nią kilkanaście metrów niczym Lucio za najlepszych lat
i w odpowiednim momencie wyłożył ją Van Persiemu. Holender jednak nie miał szczęścia i zamiast podawać do lepiej ustawionych partnerów, zdecydował się na strzał. Piłka jeszcze odbiła się od obrońcy i trafiła do znajdującego się w "szesnastce" Ramseya. Ten zaskoczony tą sytuacją, będąc skutecznie zblokowanym, nie zdołał oddać strzału. Holenderski snajper zmarnował świetną akcję Kościelnego i nie oddał, nawet czystego uderzenia. Ewidentnie nie miał swojego dnia i był jednym z słabszych piłkarzy Arsenalu.

W drugiej połowie to Manchester City znowu był stroną, która stwarzała sobie lepsze sytuacje do strzelenia bramki. Udało się to w 53 minucie. Obrona "Kanonierów" kompletnie zlekceważyła Balotelliego, który zszedł do lewego skrzydła. Niepokorny Włoch przebiegł kilka metrów z piłką, uderzył po długim rogu, Szczęsny odbił piłkę, a w polu karnym największym sprytem popisał David Silva. Było 1:0 dla Manchesteru City!

Od tej pory Arsenal coraz bardziej ryzykował, a Manchester City wyprowadzał groźne kontry. W 63. minucie powinno być 2:0 - Silva z Nasrim kilkoma podaniami całkowicie rozklepali defensywę Arsenalu, ale Francuz zepsuł ostatnie podanie. Gdyby wykonał je celniej, Balotelli strzeliłby do pustej bramki.

Za chwilę mogło być już 1:1. Najlepszy w ofensywie piłkarz Arsenalu - Gervinho - poradził sobie na lewym skrzydle z Zabaletą, wycofał piłkę na 16. metr do Van Persiego, ale ten trafił wprost w ręce Harta. To nie była aż tak dogodna sytuacja, Holender oddawał strzał, będąc cały czas pod presją Kolo Toure, który tego dnia był nie do przejścia.

Ostatnie 20 minut spotkania stało pod znakiem dominacji Arsenalu. Na boisku pojawił się Andrei Arshavin, który zastąpił Theo Walcotta,i nie można powiedzieć, że Rosjainin dał dobrą zmianę. Wręcz przeciwnie marnował cały trud zespołu i chyba nikt po tym meczu nie dziwi się, że Wenger sadza go na ławce. Aż trudno uwierzyć, że ten chłopak kilka sezonów temu, strzelał Liverpoolowi na Anfield w jednym meczu 4 bramki. Gdzie się podziała ta forma?

W końcówce w środku pola rządził Mikel Arteta, i to pod każdym względem. Najpierw jednak o mało nie wyleciał z boiska, ponieważ dwa razy faulował zawodników drużyny przeciwnej. Drugie przewinienie klasyfikowało się na żółtą kartkę, ale sędzia oszczędził Hiszpana.

W ostatnich minutach Arsenal panicznie próbował doprowadzić do remisu. Wenger posłał na boisko Chamakha, który ze spokojem przeszedł trzech obrońców. To właśnie po faulu na egipskim napastniku Arsenal miał rzut wolny z lewej strony boiska. Była 90. minuta! Do piłki podszedł Mikel Arteta, który oszukał wszystkich i wycofał futbolówkę na 16. metr do Vermaleana; ten huknął niemiłosiernie, ale trafił w sam środek bramki i kompletnie zasłonięty Joe Hart wykazał się refleksem, i ponownie wyszedł obronną ręką. W ostatniej minucie Vermalean oddał jeszcze jeden strzał, ale piłka minęła nieznacznie lewy słupek bramki "The Citizens"

Ufff..... Odetchnął Hart - i ja niniejszym to samo co czynię. Co to był za mecz? Oglądało się go z zapartym tchem, najwyższy poziom europejskiego futbolu. Choć padła tylko jedna bramka, nie wiało nudą, spotkanie trzymało w emocjach od samego początku do końca. Widać było wyraźnie, że obu drużynom, zależało na tym, aby grać ofensywnie, do przodu. A co z samymi piłkarzami? Który zasłużył na miano najlepszego? Trudny wybór. W zasadzie, nikt nie zagrał słabo, wszyscy prezentowali pewien poziom, poniżej którego nie schodzili. Byli jednak tacy, którzy zagrali rewelacyjnie, m.in. bramkarze: Szczęsny i Hart, obrońcy: Toure oraz Kościelny, pomocnicy: Song, Gervinho, Barry, Silva, napastnicy: Aguero. Tak, ten mecz, to piłkarski prezent pod gwiazdkę.

awanturnik
O mnie awanturnik

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości